Wenecja
Po raz drugi Biennale w Wenecji. Choć wcześniej i cieplej, aqua alta nas musnęła. Miasto wciąż jedyne, najjaśniejsze i niepowtarzalne. Zdaję sobie sprawę, że z aparatem na szyi i szwankującym google maps w ręku jestem tylko kolejnym turystycznym najeźdźcą. Lekko ratuje mnie fakt, że przynajmniej podążam za nowym hasłem przewodnim Wenecji „Enjoy and respect”. Jesteśmy uczuleni na mrówcze ścieżki Rialto – San Marco, więc wędrujemy po płetwach, ogonie, pysku i wyspach satelitach weneckiej ryby.
Tegoroczne Biennale odbywa się pod hasłem „Wszędzie obcy”, „Strangers everywhere”, „Stranieri Ovunque”. Włoski tytuł wystawy jest najbardziej dwuznaczny. Stranieri to obcy, ale także obcokrajowcy.
Tytuł Biennale pochodzi wprost z pracy włoskiego kolektywu Claire Fontaine. Na portrzeby Biennale, neon z 2004 roku został zreprodukowany we wszystkich językach wystawy, także tych nieistniejących.
Zmroził mnie ten tytuł. Kuratorem wystawy był po raz pierwszy człowiek żyjący i pracujący w Ameryce Południowej. Adriano Pedrosa, brazylijski kurator, dyrektor Muzeum sztuki w São Paulo.
Oglądając wystawę główną, mój nieuzbrojony i przytłumiony ogromem aparat poznawczy, zidentyfikował „obcych” jako globalne południe. Kolejne wrażenie to globalne południe jako sztuka ludów pierwotnych i artystów spoza akademii. Tak, współczesna, ale sięgająca korzeniami do czasów przedkolonialnych. Jeszcze jedna perspektywa „obcych”. Do pewnego stopnia to jest oczywiście ciekawe i wartościowe, ale dla przeciętnego odbiorcy kultury po trzecim kilometrze w arsenale i kolejnej tkaninie/obrazie w płaskiej, naiwnej perspektywie staje się po prostu przezroczyste. To był Arsenal, sztuka jak najbardziej współczesna.
W ogrodach dostaliśmy cały przekrój sztuki XX i XXI w. Od zupełnie nieprzekonującego południowego modernizmu po bardzo dobrą wystawę portretu, a tam autoportret Fridy Kahlo, debiutującej na Biennale. Obraz pochodzący z prywatnej kolekcji miał swoją osobistą panią ochroniarkę, która czuła się w obowiązku poinformować o tym każdego ze zwiedzających. Portret został sprzedany na aukcji w nowojorskim Sotheby’s za 34,9 mln dolarów w 2021.
Nie będę pisał o pawilonach narodowych poza jednym. Wybrzeże Kości Słoniowej wyrwało się z narzuconych ram południa budując pawilon „The Blue Note”. Zostałeś wyrwany siłą ze swojego kraju i społeczności. Odebrano Ci tożsamość. Zmuszono do nieludzkiego wysiłku i odebrano ludzką godność. Ale kultury nie da się odebrać. Kultury, która dostarczyła północy największą rewolucję muzyczną w historii. Blues i jazz, a za tym cała muzyka rozrywkowa XX i XXI wieku. Otwierająca oczy, bardzo skromna wystawa.
Fotograficznie Wenecja jest dla mnie najtrudniejszym miejscem na świecie. Nawet chodząc z aparatem na brzuchu, zrobisz pocztówki. Chociaż Ariadna zwróciła mi uwagę, że nie ma już przecież pocztówek. Teraz są instagramowe spoty. Jeden z takich w galerii poniżej.
Paweł Kosicki mówi o Wenecji. Ciężko się nie zgodzić.
Sam za wiele zdjęć nie robię. Świat ma ich już pod dostatkiem.
W Le Stanze della Fotografia poza Helmutem Newtonem, jest także retrospektywa Juliana Lennona. Moc nazwiska ma szerokie rażenie. Nie wiem jakim cudem żadna z dziesiątek osób zaangażowanych w produkcje tej wystawy i wydanie albumu w Te Neues nie powiedziała na głos WTF?
Dwa zdjęcia poniżej pochodzą z Sottoportego della Madonna, w pobliżu dawnego kościoła Sant’Aponal. Dziś to archiwum miejskie. Według weneckiej legendy, papież Aleksander III znalazł tamże nocną kryjówkę przed wojskami cesarza Fryderyka I Barbarossy. Historia jest wyryta na belce stropowej przy wejściu do zaułku. Tekst obiecuje wieczysty odpust zupełny każdemu, kto odmówi na tym miejscu Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario. Warte świeczki?